niedziela, 3 stycznia 2010

prolog

lubię scarlett, trawię allena, nienawidzę ryżu.
uwielbiam penelope, zdecydowanie wolę pana tarantino, ... .
tak, tak, jakież to oryginalne przyjąć nazwisko postaci z filmu. nie miałam po prostu siły na wymyślanie czegoś ambitniejszego (a 'bacha' jest już zajęte). i nie, nie jestem fanką matchpoint'a, ale po prostu tak się złożyło, wena przyszła zaraz po jego oglądnięciu. a poza tym allen uśmiercił scarlett'owską panią rice. jakie to smutne.
założenie było takie, że zacznę tu regularnie przebywać w momencie, w którym spadnie mi z nieba nowy aparat fotograficzny. jednak (już od grudnia) notka powoli powstawała w notatniku i stwierdziłam, że nie będę jej narażać na jakiekolwiek możliwe usunięcie spowodowane moją zbyt małą wiedzą na temat urządzeń elektronicznych. dlatego jestem tutaj dużo wcześniej. w sumie już się mogliście przekonać o tym, że rzadko swoich postanowień dotrzymuję.
pewnie tak samo będzie z tańcem, bo myślę o wróceniu do baletu  i niedźwiedzia*, nawet już sobie wyobrażałam jak to będzie z tym jego niezniszczalnym złośliwym uśmiechem, którym jak go widzisz to masz ochotę się zamknąć w sobie i nie otwierać. pewnie on jest potworem dla małych dziewczynek, ich mamy nie mówią 'bo baba jaga przyjdzie' tylko 'bo pan niedźwiedź cie rozciągnie' i pewnie śni im się po nocach mówiący zdanie, które zapewne do dziś powtarza, mianowicie: 'schowaj tego wieloryba' (w domyśle brzuch) lub 'może wam trochę ułatwię zadanie' po czym pokazuje coś tysiąc razy trudniejsze do wykonania. ale normalnie mi się tego wszystkiego chce za każdym razem, kiedy w telewizji leci zwiastun musicalu 'nine' którego sobie nie podaruję, w dużej mierze dzięki penelope (oglądam z nią wywiady od rana) ale także muzyka (och!) no i taniec (przede wszystkim). no i nie tylko wtedy.




publikacja zapewne w łikend, bo muszę tu posprzątać. jeśli to czytacie, mysie pysie, to znaczy, że jest łikend. cieszcie się i radujcie, zostało wam tylko pięć dni roboczych a poźniej taram ferie, czyli odpoczywamy od siebie przez dwa tygodnie. (ej, ale jak idziemy na sanki to dzwońcie)

*nauczyciel baletu

2 komentarze:

  1. Patrzę na opis - zdjęcie. Wchodzę widzę napis BLOG - myślę, że to taki se napis ale sprawdzam czy nie link. Jednak link - cóż wchodzę. Notka do słowa "niedźwiedzia" myślę - marna prowokacja. Zastanawiam się - jednak kurwa nie ;f

    Nowe zdania piszemy z dużej litery.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dla mnie, basiu, nie ma już łikendu, a to oznacza, że jeszcze tylko 4 dni robocze, w tym wyjazd na narty! nie będę się wypowiadać co do baletu, bo mój tatuś jakieś 8 lat temu nazwał niedźwiedzia pedałem w rajtuzach i zapewne miał rację ... a potańczyć to by się chciało :-))

    OdpowiedzUsuń