tekst powstawał w notatniku od... soboty?, więc...
sobota. dostałam nareszcie aparat i się z nim zaprzyjaźniam (czeeeść), włączam go co chwilę, śpię z nim, rozwijam, zawijam, klikam, naciskam różne przyciski, wyłączam i t a k d a l e j.
nic, tylko cieszyć.
niedziela. muszę się wam, moi drodzy, pochwalić wyróżnieniem w tym boskim konkursie. atmosfera tam, jak w latach osiemdziesiątych i tak dziwnie pachniało, stęchłymi zasłonami albo czymś zepsutym, ALE mam to cholerne wyróżnienie i mogło sobie nawet pachnieć gorzej.
a dziś otworzyłam moją podparapetową szafkę z książkami i zaczęłam grzebać, a tam tyle ciekawych rzeczy schowali przede mną. źli ludzie, nie dają dziecku książek. i natrafiłam na wierszyki... wierszyki różnych zakompleksionych, albo nieszczęśliwie zakochanych pań. i jestem pod wrażeniem, bo wśród tych całkowicie bezsensu, znalazło się AŻ kilka całkiem w miarę.
nie, ten tekst nie ma puenty. ani tym bardziej żadnego zabawnego podsumowania.
wtorek, 2 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz