poniedziałek, 22 listopada 2010

color my life with the chaos of trouble

niedziela
cały dzień łzawiły mi oczy 'czemu płaczesz, czemu płaczesz do cholery' nie płaczę
przecież jest dobrze. nieprawda, nie jest, ale wszyscy i tak uwierzą jak powiesz,
że jest więc po co zawracać głowę?

sobota
oglądałam zdjęcia z 500 days of summer.
raz
dwa
trzy

a ja nie nienawidzę piosenek przez kogoś.
i mam nadzieję, że nigdy ich nie znienawidzę.

dzisiaj
nie ma drugiego takiego filmu. więc teraz go oglądam po raz kolejny
i można go cytować, cytować, cytować. czas na soundtrack.
she's got u high już wam pokazywałam, misiaki.

it's love, it's not santa claus

piątek, 12 listopada 2010

niezrozumiale

ciągle chodzi za mną ta jedna piosenka. znając życie to za parę dni będę nią rzygać.
właściwie to patrzenie w oczy w tym momencie staje się trudniejsze. zresztą...
dobrze chociaż, że mogę się schować w domu na dwa dni.
zobaczyłam sobie przed chwilą na fejsie nadchodzące wydarzenia. ktośtam ktośtam
- 17 lat. siedemnaście. jakoś tak dziwnie, tak już. zresztą w ogóle to głupio brzmi.

cholera. jak dziecko się rodzi, to powinno dostawać taką plakietkę, na którą
by sobie patrzyło co najmniej do 10 roku życia: 'później nie będzie tak fajnie
i łatwo jak teraz, więc ciesz się bachorze (o ironio) i nie rycz'

bo kilka myśli w sekundzie się zebrało i musiałam was o tym cholera poinformować.
zauważcie, że szczęściem to się z wami niezbyt lubię dzielić, lepiej pisać o takich 
dziwnościach, zdecydowanie.

niedziela, 7 listopada 2010

ideale

miałam chwilową wenę na zdjęcia, ale nie wyszło. a bardzo chciałam coś porobić.
za niecałe 100 odtworzeń mam siedem tysięcy na laście. trzeba to uczcić. impreza?
;f każdy powód jest dobry. i brak powodu.
zresztą brak powodu jest dobry do wszystkiego.

wygrzebałam starocie. hiszpańskie starocie


czasami trzeba.
omgaletymniedenerwujeszczłowieku


play hatehatehatehatehatehatehate

wtorek, 2 listopada 2010

Clinically cynical, hereditary hate

dzisiaj, rozmyślając nad różnymi sytuacjami, które się ostatnio rozgrywały,
przypomniałam sobie o pewnej książce. taka czerwona, francuskiego autora,
nie podam tytułu, bo zaraz by było oburzanie się, a po co? no właśnie.
jest o stereotypach.
stereotypy. same cholerne stereotypy. chodzi sobie taki człowiek po ziemi i nie wie,
że jest tyyle ludzi, takich jak on, którzy zachowują się w ten sam sposób, mówią
w ten sam sposób, SĄ w ten sam sposób. tyle ludzi, których reakcja na daną rzecz,
czy sytuację, będzie taka sama. czy to źle? no co wy. ani źle ani dobrze, po prostu i już.
później się mnie pytacie 'skąd wiedziałaś co zrobi jak zareaguje' no to macie
gotową odpowiedź. jak już się pozna, co to za stereotyp to później jest z górki.
proszę mi się tu nie obrażać, ook? no.

you're easy to fool and easy to catch
and i don't know if i want you to
match my bets