piątek, 26 lutego 2010

aparat mam dostać jutro, ale pewnie znowu coś nawali i powiedzą że przecież wytrzymam, co to jeden dzień różnicy? no dużo. i nie wytrzymam.
zakochałam się w upiorze, muzyce, kostiumach, tańcu, cały czas mi się nuci i wciąż jestem pod wrażeniem, uspokoiło mnie to po całym dniu i nocy z niewyżytymi dziećmi, ale o tym opowiadać nie będę bo już słyszeliście. fakt, że po przerwie trzeba było się pilnować żeby nie zasnąć, ale oni byli tak strasznie męczący...

Mumm-Ra she's got u high and u don't even know yet
nie no może rzeczywiście to znaczy "ona sprawia ze czujesz się na haju" no ale... nie, nie może tak być.

lepiej popiszę w zeszycie, bo tu trzeba się pilnować.          ugh. usypiam 

-ona jest w cętki. lwica nasza
-nie! tygrysica. widziałaś kiedyś lwa w cętki?
-a tygrysa?

niedziela, 21 lutego 2010

seven seven

ach jak pięknie na zewnątrz... słońce i wogle... no, już. można się przestać uśmiechać, boli mnie gardło, nie mówię prawie, oczy mi łzawią, a herbata z cytryną wylewana do zlewu wygląda jak siki. tańczyć mi się chce, ale nie mogę. mam dość telewizji, filmów, muzyki, be careful with that axe, eugene słuchana przez mi padre mnie rozwala piszczy mi przez nią w głowie, ten przeraźliwy krzyk, ale mam przynajmniej czego słuchać następnym razem przy złym humorze, przy humorze doskonałym do jakiegoś zabijania albo coś. tylko książki. pomimo tych cholernych oczu.   i sraj się weroniko od podwójnego życia.

ale hej, nie jest tak źle w końcu. ; ) (A! sparing! spaaaaring!)

'Niepokój różne ma imiona, ale jedną twarz. Rośnie w tobie, nabrzmiewa, osacza cię, paraliżuje ci mózg, zaciska ci zęby i pięści, kurczy żołądek, zakłóca rytm serca, stawia dęba włosy na głowie i pokrywa kark potem, rozciąga ci usta w szeroki uśmiech, wywołuje wybuchy śmiechu i płaczu.' JESTEM spokojna.
doskonałe do czytania na kółku teatralnym. tak, to książka od tej czterdziestoletniej pobitej panny młodej.


od środy zacznę wam spamować tak mocno że będziecie mieli mnie dość. c a n ' t  w a i t  w e d n e s d a y ! ; )

poniedziałek, 15 lutego 2010

Gypsy death & you

ostatnio ciągle natrafiam na wesołe teksty i piosenek i książek i piosenek, świetne komentarze do wszystkiego i wszystkich (wydarzeń, w domyśle) o zabijaniu i oczywiście miłości no bo walentynki były/są, bez echa przeszło, i tak miało być, jest grejt.
w poszukiwaniu nowych piosenek, bo ileż można w kółko to samo la-la-la, a czaczą już rzygam, że wy nie to podziwiam, ale nieważne, nie odbiegajmy:
'Wzięłam więc strzelbę mojego dziadka. Odstrzeliłam ci łeb wylądował w rabatkach. 
Między rabarbarem, a pomidorem. Między kapustą a dużym porem.'  
no nie, że słit?

i jak tak natrafiam i natrafiam to natrafiłam na książkę, w której tekst jest niemalże tak samo chaotyczny jak te moje. mega zachęcająca okładka - pobita czterdziestka w sukni ślubnej, w dodatku chorwatka, ale wzięłam się za to. klasycznie po lekturze trzeba przeżyć szok biorąc się za tego typu książkę. mejbi angielski? przynajmniej nie będę mogła powiedzieć, że zmarnowałam te ileś minut na przepisywanie głupiej książki. po polsku.
 'I wanted to walk with him through the street and scream 'HE'S MIIIIIIINE!' I think, I'm almost sure that I loved him very much. It seemed, I know I know I know, you'll say, my dear: You're so trivial! I know, but I'm telling the truth. I seemed that if  I don't catch him, don't hunt him down, I'll die. Can you understand me? And later I killed him. You see, you see!'
no ja w stu procentach jeśli chodzi o styl i poprawność językową. i wiecie co? dorżnę tą książkę do końca choćbym się miała nie wiem co. moje noworoczne postanowienie.

sobota, 13 lutego 2010

does your depravity know no bounds?

mecz gwiazd, którego w przyszłym roku chyba sobie nie podaruję. to będzie taki must-be sezonu ; )
a jak nie widzieliście, to powtórka jest jutro o 19:30 na polsacie sport (nawet się pofatygowałam, żeby wam sprawdzić). a uwierzcie, jest co oglądać. no choćby: ataki główką, wika jako mopers, koszulki na głowach przy odbiorze serwisu, pięciu zawodników biegnących na krótką, dwie piłki na raz na boisku, pliński atakujący z własnego rozegrania, castellani (w sweterku i lakierkach) i stelmach na boisku! operator wśród zawodników podczas akcji, serwis nogą (oczywiście redwitz ;) ), rozegranie główką (też redwitz). no i przede wszystkim popisówa libero: gacek serwujący z wyskoku i atakujący - nawet
z 3m!, igła blokujący na rękach możdżonka.
oj, wesoło było ; ) co prawda bez gumy i miśka, ale...


a poźniej? mr holmes

poniedziałek, 8 lutego 2010

sorry sweet, please no drama

albo wiecie co?
nie dostaniecie tych zdjęć. zaczęłam nawet wybierać, ale okazało się że wybierałam tylko te z winiarskim, a przypuszczam że wy zaczynacie już mieć dość jego widoku dzięki mnie ; ) oj dawno nie było czegoś takiego...

a dziś z zamiarem trafienia na stronę z biletami na final four znalazłam aukcję, na moje nieszczęście, już zakończoną pt: KOLACJA Z DOWOLNIE WYBRANYM ZAWODNIKIEM PGE SKRA BEŁCHATÓW i normalnie jacie! chociaż może to i lepiej że była zakończona... bo nie wiadomo jak skończyłoby się moje zbieranie na to boskie czarne cudo które dostanę już w środę o boziu. ale tym podniecać się będę za tydzień.

z arcticami

niedziela, 7 lutego 2010

no to się chwalimy

AAA! cała podjarana, na miękkich kolanach po dwuipółgodzinnym meczu ZDOBYŁAM! MAM AUTOGRAF WINIARSKIEGO! omg omg srać na autografy gacka wlazłego możdżonka plińskiego bąkiewicza kurka, jasne że ich lubię - w końcu to mistrzowie europy są, stelmacha i innych tam z zaksy, których nie znam, do których podchodziło się żeby im nie było smutno, którzy gdyby nie napisali numerka to bym nie wiedziała jak się nazywają. srać na niemiłych ochroniarzy. srać na dzieci, które niemalże zostały przez nas zgniecione... mam autograf winiarskiego!

pomimo grzecznych, przechodzących stopniowo do niegrzecznych, próśb ochroniarek 'zamykamy hale, idźcie stąd!' dostałyśmy się z adzą na zaplecze a tam po kolei ich zaliczałyśmy.
przy automacie pliński w rosyjskiej czapce z możdżonkiem pakowali colę z automatu do toreb
adza:można prosić?
pliński:a jak bardzo
ja z adzą:bardzo bardzo
pliński: okej, przekonałaś mnie
było blisko żebyśmy się wpakowały do autobusu, ale ją powstrzymałam.


jednakże tak jak już wcześniej wspominałam... ACH WINIARSKI! więc lecę jutro po ramkę i sru na ścianę ; )

mój aparat odmówił posłuszeństwa w 5 minucie meczu, więc zdjęcia - wszystkie, adzowe - dostaniecie jutro.

sobota, 6 lutego 2010

jedenaście lat. niby tak mało różnicy, a jak ola i oliwia do mnie przychodzą to czuję się jak stara babcia. przez 4 godziny u mnie zdążyła zerwać z jednym, zacząć chodzić z drugim i pokazać mi poprzednich jedenastu. wyszły i normalnie znowu kilkadziesiąt lat młodsza. pozostały mi po nich jedynie gold flejksy w pościeli, dywanie i klawiaturze.

dygresyjka:
dziś siedząc sobie klasycznie w trzeciej ławce pod ścianą zastanawiałam się nad tym jak późno skończy się mój kontakt z magnesami i wyszło na to że będzie to ok trzydziestki, podczas zabaw z własnym dzieckiem 'popatrz jak się fajnie odpychają' o ile wtedy takie rzeczy będą bawić małe dzieci bo mi osobiście dwa magnesy wystarczały...


a dziś przyszła mi książka z  LONDYNU. jestem światowa, nie ma co.

piątek, 5 lutego 2010

steady as she goes

jak dla mnie to już zaczął się łikend, niczym majowy - trzydniowy, po cholernie ciężkim tygodniu, który zostanie zakończony... bo nie wiem czy wiecie, ale...
mam bilety na mecz ZAKSY ze SKRĄ! tak więc niedziela pod wezwaniem wielkiej siatkówki, choć już nie podniecam się tak bardzo jak wczoraj. ok, już jestem cicho, ale i tak wszyscy wiedzą, bo z adzą rozgłaszamy to wszem i wobec, a co!

with mr white