sobota, 2 lipca 2011

4:07





powroty o świcie zaśnięciu nie sprzyjają. snuję się.

środa, 29 czerwca 2011

niedziela, 26 czerwca 2011

my ima

zaczynam bycie tutaj, znowu.
każdego tygodnia nowe zdjęcie/a, się postaram przynajmniej.
mania pragi, wszystko prawie stamtąd.
i jeszcze macie teraz szpanerski mini pokaz slajdów, ja to jestem...




odliczanie dni do sycylii, zresztą szybko to minie. jak i wakacje
http://www.youtube.com/watch?v=GVvkeeLpzNE&feature=related

niedziela, 12 grudnia 2010

you've applied the pressure

to jest wbrew mnie, a więc i bezsensu, bo wiem, że ta muzyka mnie dołuje strasznie
a i tak ją włączam. na laście xx z góry na dół.
bo inspiruje.



a pan turner wciąż pozostaje mistrzem tekstów. jest safoną xxi wieku. ;f
taki view from the afternoon z mojego okna z przymrużeniem oczu. bo cały urok w nieostrości.
xx-x

piątek, 10 grudnia 2010

basic space open air

THE XX. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
słucham raczej dziwnej muzyki i czytam notki zapisane w kopiach roboczych
(zaledwie 2 tygodnie temu) z uśmiechem na twarzy, choć to, do czego może
mnie doprowadzić złość jest trochę przerażające.
ale satysfakcjonują mnie te złośliwe 'produkcje' tekstowo-obrazowe.
których nikt chyba nigdy nie przeczyta/zobaczy, bo bym zmarła szybką
śmiercią zdecydowanie nienaturalną.


zdjęcia kwiatków są o tyle cudowne, że eksperymentowanie jest wskazano-dozwolone.
swoboda. i
brak strachu przed zjebaniem przecudownego zdjęcia.

konvalie


aż za delikatne.


zbyt mocne.


te po prawej wyglądają jakby z nich ktoś wycisnął wszystko. jakby były ubabrane krwią. fioletową, ale krwią.


I still want to drown, whenever you leave



spam-parampam :FF

wtorek, 7 grudnia 2010

still fuck the people

uwaga uwaga, podzielę się waszym szczęściem.
w główkach nam się wszystkim przewraca, nie wiem co ma na to wpływ. czy fakt, że
do szkół na fejsie z dumą możemy sobie dodać LICEUM, bo och jak to dumnie brzmi
lyceumlyceum. czy może to, że w powietrzu ktoś rozpyla jakieś tajemnicze substancje
pozytywnie-życie-zatruwające. cholera wie.

jest fajosko. i jak was widzę wszystkich to o dziwo nie jest mi niedobrze tylko cieszę. : )
czyli reakcja mojego organizmu spowolniona uuu mocno, pewnie jak się to skumuluje
wszystko to na sylwestra rzygnę tak, że nie ogarnę tego wzrokiem, a najzabawniejsze,
że wy będziecie wokół, i zapewne wasze samopoczucia zamulone przez... 'cośtam'
wiadomo, będą średnio współpracować z głową i będziecie otoczenie ogarniać tak samo
jak to co teraz piszę, czyli mocnoniebardzo. ; ) ale jest fajnie.

lastem spamować nie będę, alee jużjuż 8tys-kolejny powód do imprezy.
i czas tu zacząć przebywać mo-re-gularniej (ale jestem pro, no niiee? ;f)

   play dee
ta reklama jest fajna.

poniedziałek, 22 listopada 2010

color my life with the chaos of trouble

niedziela
cały dzień łzawiły mi oczy 'czemu płaczesz, czemu płaczesz do cholery' nie płaczę
przecież jest dobrze. nieprawda, nie jest, ale wszyscy i tak uwierzą jak powiesz,
że jest więc po co zawracać głowę?

sobota
oglądałam zdjęcia z 500 days of summer.
raz
dwa
trzy

a ja nie nienawidzę piosenek przez kogoś.
i mam nadzieję, że nigdy ich nie znienawidzę.

dzisiaj
nie ma drugiego takiego filmu. więc teraz go oglądam po raz kolejny
i można go cytować, cytować, cytować. czas na soundtrack.
she's got u high już wam pokazywałam, misiaki.

it's love, it's not santa claus

piątek, 12 listopada 2010

niezrozumiale

ciągle chodzi za mną ta jedna piosenka. znając życie to za parę dni będę nią rzygać.
właściwie to patrzenie w oczy w tym momencie staje się trudniejsze. zresztą...
dobrze chociaż, że mogę się schować w domu na dwa dni.
zobaczyłam sobie przed chwilą na fejsie nadchodzące wydarzenia. ktośtam ktośtam
- 17 lat. siedemnaście. jakoś tak dziwnie, tak już. zresztą w ogóle to głupio brzmi.

cholera. jak dziecko się rodzi, to powinno dostawać taką plakietkę, na którą
by sobie patrzyło co najmniej do 10 roku życia: 'później nie będzie tak fajnie
i łatwo jak teraz, więc ciesz się bachorze (o ironio) i nie rycz'

bo kilka myśli w sekundzie się zebrało i musiałam was o tym cholera poinformować.
zauważcie, że szczęściem to się z wami niezbyt lubię dzielić, lepiej pisać o takich 
dziwnościach, zdecydowanie.

niedziela, 7 listopada 2010

ideale

miałam chwilową wenę na zdjęcia, ale nie wyszło. a bardzo chciałam coś porobić.
za niecałe 100 odtworzeń mam siedem tysięcy na laście. trzeba to uczcić. impreza?
;f każdy powód jest dobry. i brak powodu.
zresztą brak powodu jest dobry do wszystkiego.

wygrzebałam starocie. hiszpańskie starocie


czasami trzeba.
omgaletymniedenerwujeszczłowieku


play hatehatehatehatehatehatehate

wtorek, 2 listopada 2010

Clinically cynical, hereditary hate

dzisiaj, rozmyślając nad różnymi sytuacjami, które się ostatnio rozgrywały,
przypomniałam sobie o pewnej książce. taka czerwona, francuskiego autora,
nie podam tytułu, bo zaraz by było oburzanie się, a po co? no właśnie.
jest o stereotypach.
stereotypy. same cholerne stereotypy. chodzi sobie taki człowiek po ziemi i nie wie,
że jest tyyle ludzi, takich jak on, którzy zachowują się w ten sam sposób, mówią
w ten sam sposób, SĄ w ten sam sposób. tyle ludzi, których reakcja na daną rzecz,
czy sytuację, będzie taka sama. czy to źle? no co wy. ani źle ani dobrze, po prostu i już.
później się mnie pytacie 'skąd wiedziałaś co zrobi jak zareaguje' no to macie
gotową odpowiedź. jak już się pozna, co to za stereotyp to później jest z górki.
proszę mi się tu nie obrażać, ook? no.

you're easy to fool and easy to catch
and i don't know if i want you to
match my bets

sobota, 30 października 2010

let it be

będzie po staremu - niezrozumiale. och, wiem że się cieszycie.

punkt pierwszy: wzdychanie.
idealna reakcja na wszystko. nie wiesz co powiedzieć? możesz sobie wzdychnąć
- ten kto ma wiedzieć o co chodzi, będzie wiedział. jeśli padnie pytanie, a zazwyczaj
tak jest (bo sama je zadaje najczęściej) 'co tak wzdychasz?' odpowiadamy 'tak sobie'
 i po sprawie. wzdychnięcie to więcej niż 908475839 słów. i zajmuje mniej czasu.
praktycznie i oszczędnie. osobiście polecam.

dwa: 'nie wiem'.
rewelacja. zamiast obliczać, zastanawiać się, rozmyślać nad odpowiedzią (bo czasami,
nawet w większości, jej nieprawidłowość grozi konsekwencjami, których lepiej uniknąć)
odpowiadamy 'nie wiem'. zawsze można przecież nie wiedzieć. 'a udowodnisz mi?' nie.
no właśnie

trójeczka, czyli to co tygryski i darie lubią najbardziej: 'dziiiwny'.
przymiotnik określający wszystko. i ty też jesteś dziwny, jakbyś oczywiście nie wiedział.

używane przeze mnie często. wszystkie trzy. czemu? właściwie to... NIE WIEM.

znalazłam inspirację. teraz jestem faking kriejtiw.

poniedziałek, 25 października 2010

i shot you down

kocham tę sukienkę
tekst jutro/pojutrze, w nowej notce.







He wore black and I wore white 
He would always win the fight






bo daria kazała. 'grzeczna dziewczynka'. bo ja osobiście nie wrzuciłabym tu aż 4 zdjęcia. nie lubię was nudzić. usunę kilka jak przestanie patrzeć ; ) zwłaszcza, że jak sobie na nie klikniecie to wyjdą wam w tak szpanerskim rozmiarze, że będziecie je mogli rozciągnąć na pół ściany w pokoju ;f

amo ballare

środa, 20 października 2010

opisowo

cóż. może nawet będzie rozbudowany "opw".

przed chwilą skończyłam tańczyć nasz dżajfowski układ komersowy. bo mi się włączyło 'if i had a hammer'
i nogi same poszły w tango.
i przed chwilą byłam wkurzona mega mega ale od momentu zobaczenia zdjęcia półgołych chłopaków
i zdziwionej darii to... mam atak śmiechu, zresztą sobie zobaczycie jak już dostaniecie te zdjęcia. ; )
wycieczka udana. tyle.

co do tańczenia jeszcze... włączyłam sobie filmy z naszych spotkań i powiem wam, one przenoszą w czasie.
oglądam niektóre po kilka razy i nie mam dość. czuję że to było bardzo dawno i tak mi się strasznie miło robi
jak je oglądam, że ło. tęsknie za tymi densami, koleżanki i koledzy. i to bardzo. ale cóż zrobić, było minęło.
i wątpię, żeby znalazła się tu gdzieś taka osoba, która zbierze z nas jakąś grupę w kupę i zorganizuje coś
takiego. tamta tańcząca ekipa już chyba nie wróci. szkoda. bardzobardzo szkoda.

zebrało się na wspominanie gimnazjum. jezus, ile czasu od wtedy minęło, ile się zmieniło to... łomatko.
śmiać się, czy płakać - nie wiem.
tak więc: kochana trzecia de, spotkajmy się noo.

dobrej nocy za 5 godzin.

http://www.youtube.com/watch?v=VtRSK4CSqik lies lies lies nanana

środa, 6 października 2010

patrz w niebo. teraz.

no no no. hiszpańskie.



uwieelbiam was!
boże, ale jest faaajnie. jakbyście mi powiedzieli pod koniec gimnazjum, w momencie kiedy miałam płacz na końcu nosa, albo już płakałam, że w liceum będzie tak świetnie to bym was wyśmiała. ale kurde, mielibyście rację. : ) 
i uczę się włoskiego sialalalala i wygrywam zakłaaady ; ) (w sumie to drugie to norma... "szulerka")

paa miśki

poniedziałek, 27 września 2010

fhrancja

bo narazie umiem powiedzieć tylko dwa zdania ;f



niedziela, 26 września 2010

wondering of sadness of blue.

nie żeby było źle, bo źle nie jest.




 it's crying of blue tears

niedziela, 12 września 2010

pająk

wróciiłam! i jest coraz fajniej.
i tysiąc chorych pomysłów
i wogle.

pająk




zauważyłam że ten blog służy do pokazywania światu, że nie do końca ze mną w porządku. cóż. teraz to się nazywa "sztuka nowoczesna". : )
mega mi się podoba że nic nie trzeba zrobić, żeby nazwać to sztuką, no naprawdę rewelacja.

czwartek, 5 sierpnia 2010

breathing

no i się zaczęło: góra-dół-góra-dół. powrót do sii i kills'ów, czyli stan sprzed dwóch tygodni. 'wybornie'



kills - 'LOVE IS A DESERTER'

wtorek, 3 sierpnia 2010

i to wszystko bez powietrza

promienieję, oo tak.
dobrze was wszystkich znowu zobaczyć. zazwyczaj ciężko się jest przestawić (przynajmniej mi) z życia gdzieś, na życie tutaj, ale jest okej, naprawdę. nie było 'brrrutalnego zderzenia z rzeczywistością' ani nic w tym stylu.

'nasz' sierpień chyba się jeszcze nie zaczął, tak więc:
przerabiam zdjęcia, sprzątam, śpiewam podczas tego wszystkiego, książki czytam, nawet RYSUJĘ a czasem nawet wysilam się na babranie w farbach. i mam sukienkę czyjejś prababci jak z lat 20 i cieszę.








love draytones!
ma zajebistą perkusję


niedziela, 11 lipca 2010

sobota, 3 lipca 2010

you will be loved by someone good

 święto święto...
już się przyzwyczailiście, że jest święto jak piszę. już się przyzwyczailiście, że jest święto jak piszę zrozumiale. dzisiaj was wszystkich po-za-dzi-wiam. będzie nawet przesłanie, które zostanie odnalezione! och.

w ten sposób
minie pół roku od pierwszego tutaj wpisu

poprzemyśliwałam sobie dużo, i teraz biorę się za siebie. odświeżam moje pasje, żeby zrobiły się jeszcze mocniej lubiane: zakupiłam bilety na mecz (tym razem, by zobaczyć się z zagumnym), odkurzyłam aparat, posprzątałam na pulpicie, żeby mieć miejsce na nowe zdjęciowe foldery. teraz może nawet połowa z tych zdjęć nie będzie rozpaczliwie krzyczeć 'hej, jestem niezrównoważona emocjonalnie!'. na razie tylko połowa, a jak dobrze pójdzie i się rozszaleję to może nawet i wszystkie, ale zobaczymy.

jest mi naprawdę dobrze, czuje się jak nowo narodzona. 'umierałam' tyyyle razy ostatnio, teraz został mi tylko jeden raz. i przyrzekłam sobie że nie będę ciągle mówić 'umieram! umieeeeram'. czyli zostało mi jedno życie, tak po 'waszemu'. a miałam ich w sumie więcej niż kot.



...i po święcie

piątek, 21 maja 2010

my fave weather!

książki. dorwałam książki, chce mi się znowu czytać.
po pierwsze marilyn, ostatnie seanse - zaczynam dopiero, bo za każdym razem coś mi uparcie przerywa. a to trudna książka, oj trudna
po drugie - poświatowska (której wierszyk był już tutaj) i opowieści dla przyjaciela (dzięki adza:) ) ale to takie bardziej jak się na smutno chce, bo płakanie - od pierwszego akapitu.

zdjęcia zebrane. bywało wesoło, więc i takie się zdarzą







(ostatnie sobie powiększcie, jest najlepsze)


'Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie.'

 

niedziela, 16 maja 2010

b/w

blog był po to, żeby znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale hej, ja przecież mam już swoje zajęcie. tak więc...





'a ty wciąż
myślisz, że nie myślisz o nim ,
tymczasem kolejna myśl cholernie cię
dusi.'


niedziela, 25 kwietnia 2010

ramki i cyferki, tyle.




ale jak pięknie pachniało po tych zdjęciach...
dwa dni, jakby ich nie było. zrobiłam dokładnie nic.

jakoś szedł ten cytat o uzależnianiu się i narkotykach? nie pamiętam, a ładny był, i pasował.

piątek, 23 kwietnia 2010

british accent

uwielbiam ich. brytyjczyków. i wszystko co brytyjskie. ale o tym kiedyś

przeglądałam dziś sobie prawie nową książeczkę, może prędzej album,
o 'chłopcach z liverpoolu', czy może jeśli ktoś woli 'czterech gościach z rozdmuchanym ego' jak to pisała jakaś pani w jakiejś średniej książce.
ja osobiście wolę pierwszą wersję. zamierzam uczynić okładkę tego albumu motywem przewodnim tego bloga (nagłówek ;f), z prostego powodu - jestem nieoficjalną fanką flagi brytyjskiej. w najbliższym czasie strzelę sobie ją na suficie : ) i pościel w union dżaka sobie też strzelę! a co!

jedno z ulubionych:

































no boskie jest.
trzyma klimat grease'u, no nie?


a oprócz: oglądnęłam była sobie dziewczyna. fajne to, brytyjskie zresztą : ) zaczynam lubić francję dzięki temu filmowi i perspektywa wyjazdu mnie tak bardzo nie przeraża. a powiem więcej: nawet cieszy.

niedziela, 18 kwietnia 2010

i’m falling

mam nadzieję, drodzy koledzy i drogie koleżanki, że wasza mania prześladowania mnie mrówkami i innymi tego typu stworzeniami wam przeszła po moim cudnym wystąpieniu. oj, no może nie 'wystąpieniu' bo nie umiem płakać na zawołanie, nie jestem dobrą aktorką, no przynajmniej nie w sytuacjach mnie przerażających, ale musicie przyznać, że okropnie mój strach wyglądał. może dlatego, że go nie grałam, tylko sam się kurde zagrał.

to wszystko... to jest chory układ, a ja mam poczucie winy.

uwielbiam: yael naim - toxic. wciąż mam ciarki jak oglądam ten 'toksyczny' taniec współczesny. jej głos, jej akcent, ich taniec...

środa, 14 kwietnia 2010

certain romance

tytułowo z arcticami

ugh, trzeba tu coś pozmieniać bo sama już patrzeć nie mogę. ach, niebieski... tak, na pewno na niebieski. kocham niebieski. tylko muszę coś wymyślić, ale to jak znajdę więcej niż chwilę czasu.

truskawki! sezon, no nareszcie. zacznie się bycie uwalonym na czerwono i cieszenie z tego na całego, bo to cieszy, no nie? wyobraźcie sobie... słodkie czerwone truskawki, cudownie. choć w sumie nie wiem, czemu się tak przy nich rozpływam w tym momencie...

a, i jeszcze jedno. pamiętaaacie o moim fotoblogu, tyyle was weszło, niemalże setka, tak z okazji soboty.  fajnie : )

'Calm down temper temper you shouldn't get so annoyed, You're acting like a silly little boy' 

niedziela, 4 kwietnia 2010

dirty pretty things

wiecie co? bacha ma lasta.  od dni dziesięciu
z powodu braku nicka i pomysłu na niego, poszło pierwsze 'coś' co usłyszałam. allegrowa piosenka.

                                        bachowy last                     
muzyka słuchana na telefonie bo jak wiemy na kompie nie słucham. więc och jak to zrobiłam że się pobiera z telefonu.. tajemnica

piosenka! od lat osiemnastu bo występuje słowo 'fucking', nie nadużywajmy go, moi prawie-amerykańscy przyjaciele. : )

lalala you fucking love it

sobota, 3 kwietnia 2010

gig in the sky

sypię się. a nie wyglądam, prawda? na 5 minut pokażę wam me desperackie oblicze.
po raz już któryś... więc jeśli już wiesz jak to wygląda to opuść. wyjdź stąd, w sensie.
dzień, pomijając to, co każdy z was dziś zrobił, czyli odwiedziny tego dziwnego miejsca z ciężkim echem i koszykiem w łapie, spędziłam na wpatrywaniu się punkt na ścianie, w dużym, jak i w małym pokoju, w każdym mam taki punkt, albo patrzyłam w okno z którego biło ostrym rażącym światłem które teoretycznie powinno mnie podnosić na duchu PRZECIEŻ COŚ TRZEBA ROBIĆ w takich momentach, mogę je nazwać mocno przełomowymi (i później jak się już napatrzyłam na to światło z okna to nic nie widziałam i było dobrze, spokojnie, tak jakbym ogłuchła oczami, ale nie tylko nimi, było tak, jakbym się zanurzyła w wodzie,zamknęła oczy, dźwięki dochodziły później, zresztą wszystko dochodzi do mnie później) - otworzyłam drzwi TYM myślom, wdarły się do mózgu, później jak wiadomo rozchodziły się żyłami, czy tam neuronami, zupełnie jak ty, zupełnie jak wiosna, powoli, tylko myśli... kiedyś się broniłam, odpuściłam wczoraj. jakoś dziwnie jest mi zimno, kaloryfer na piątkę siedzenie przy nim podczas patrzenia w jedno miejsce. o, wanna mnie ratuje i ta głuchość (tak to się mówi? może głuchota?). w każdym razie (bo będę tak mówić:) głuchość zmysłów. oczuiuszu.



jeszcze jedna rzecz mnie ratuje: USTAUSTA            god bless tvn


lubię the great gig in the sky

wtorek, 30 marca 2010

why would you say sorry

zrobiłam dziś tyyle ciekawych rzeczy.
nieprawda. nie mogłam się skupić na czymkolwiek na czym trzeba się skupiać, żeby to zrobić, dlatego chodziłam patrząc się przez okna i myśląc sobie i marząc o tym że, cholera, mogłoby dziś padać.

ale jak już je zrobiłam, to opublikuje. ja wiem że ono nic nie wnosi, nic nie przekazuje poza tym, że mam nowe cóś.
: )

to było najgłupsze w świecie.


czwartek, 25 marca 2010

x days of spring

wiosna! rozchodzi się po ciałach żyłami przez skórę włazi tak, żebyście nie zauważyli - taki z niej tajniak i świat wywraca się do góry nogami (bardziej obrazowo się nie dało), a skóra zaczyna pachnieć słońcem, na co bardzo niecierpliwie czekałam. jednym słowem - c u d o w n i e. po was wszystkich też widać - schizy na pozytywnie u każdego.
powrót do domu z muzyką, która wcale jednak nie zagłuszyła tych dziwnych myśli. bo wiecie... dziś czwartek. w każdym razie tak bardzo nie chciało mi się ruszyć ręką żeby przełączyć na następną piosenkę że wytrzymałam słuchając tego, co akurat szło.


żeby aga nie marudziła o swoich : )
a jak powiększycie 3 razy to zobaczycie że się uśmiecham.


sobota, 20 marca 2010

od poniedziałku do środy na pytanie 'co tam?' odpowiedziałabym  u m i e r a m . nie fizycznie, oczywiście. tak w przenośni. minął tydzień, jakoś się trzymam. jakoś.

oglądnęłam najbardziej w świecie ładujący pozytywną energią USTA USTA. aż się chce rodzić dzieci, uśmiechać i patrzeć na facetów z różą w tyłkach.
film i piękna pogoda rano sprawiły że przez kilka godzin nawet miałam chęci do robienia czegokolwiek, sprzątania, czytania. ale jak sobie pomyślę o... tym wszystkim to mi się chce płakać.


'zapodam' piękny wierszyk na fajnym tle (jedno z austryjackich tworów - konik? morski.)
'lupka' jak klikniecie w zdjęcie





niedziela, 14 marca 2010

the age of understatement

   nie chciałam, ale musiałam wracać. przepraszam, nie tęskniłam. no, może na początku.
całkowicie zafascynowana last shadow'ami, bo mi mało muzyki, więc ściągałam, jak popadnie, udało się. trafiłam na to co trzeba.
 last shadow puppets - the age of understatement
taak, wiem, powiecie 'pedał'.


no i czas przejść przez lustro do normalnego, mojego świata, bez jego i jego i jej i ich i   nie chcę.
streszczenia wycieczki przygotuję na poniedziałek, ale tylko 'live'

'czekoladę' trzeba oglądnąć, bo fajnie się zapowiadało ale czasu w autobusie nie było. a nad książką pomyślę.



'And if it weren't this dark you'd see how red my face has gone'

piątek, 12 marca 2010

a martyr for my love for you



najzieleńsze oczy do pierwszej w nocy i nic więcej.



piątek, 5 marca 2010

shear madness

na pożegnanie z moim kochanym aparatem...

mowa?
było nam dobrze razem, przeżyliśmy wspólnie kilka, chyba z pięć, 'owocnych' (...) lat. dziękuję, do widzenia.

'ament'














szalone nożyczki

czwartek, 4 marca 2010

eightwo

szłam dziś sama, bez muzyki.
już chyba lepsza nawijająca ruda od myśli bijących się 'ja jestem fajniejsza! ja!'... a one są takie męczące, a najgorsze, że w ciągu tej dwudziestominutowej drogi pojawiły się co najmniej trzy, które nigdy wcześniej nie przyszły mi do głowy. takie trzy, które nigdy przyjść mi do głowy nie powinny. i wkoło zero czegokolwiek, co mogłoby je zagłuszyć. tak więc z niecierpliwością czekam na mojego etatowego zagłuszacza, który wróci jutro bogudzięki, i na pomysły co by tu sobie zgrać ciekawego, co być może skuteczniej by podziałało na te debilne myśli, na te ileś godzin podróży.    niechceodwasjechać


ugh, jestem beznadziejnym rozmówcą.

wtorek, 2 marca 2010

tekst powstawał w notatniku od... soboty?, więc...

sobota. dostałam nareszcie aparat i się z nim zaprzyjaźniam (czeeeść), włączam go co chwilę, śpię z nim, rozwijam, zawijam, klikam, naciskam różne przyciski, wyłączam  i t a k d a l e j.
nic, tylko cieszyć.

niedziela. muszę się wam, moi drodzy, pochwalić wyróżnieniem w tym boskim konkursie. atmosfera tam, jak w latach osiemdziesiątych i tak dziwnie pachniało, stęchłymi zasłonami albo czymś zepsutym, ALE mam to cholerne wyróżnienie i mogło sobie nawet pachnieć gorzej.

a dziś otworzyłam moją podparapetową szafkę z książkami i zaczęłam grzebać, a tam tyle ciekawych rzeczy schowali przede mną. źli ludzie, nie dają dziecku książek. i natrafiłam na wierszyki... wierszyki różnych zakompleksionych, albo nieszczęśliwie zakochanych pań. i jestem pod wrażeniem, bo wśród tych całkowicie bezsensu, znalazło się AŻ kilka całkiem w miarę.

nie, ten tekst nie ma puenty. ani tym bardziej żadnego zabawnego podsumowania.

piątek, 26 lutego 2010

aparat mam dostać jutro, ale pewnie znowu coś nawali i powiedzą że przecież wytrzymam, co to jeden dzień różnicy? no dużo. i nie wytrzymam.
zakochałam się w upiorze, muzyce, kostiumach, tańcu, cały czas mi się nuci i wciąż jestem pod wrażeniem, uspokoiło mnie to po całym dniu i nocy z niewyżytymi dziećmi, ale o tym opowiadać nie będę bo już słyszeliście. fakt, że po przerwie trzeba było się pilnować żeby nie zasnąć, ale oni byli tak strasznie męczący...

Mumm-Ra she's got u high and u don't even know yet
nie no może rzeczywiście to znaczy "ona sprawia ze czujesz się na haju" no ale... nie, nie może tak być.

lepiej popiszę w zeszycie, bo tu trzeba się pilnować.          ugh. usypiam 

-ona jest w cętki. lwica nasza
-nie! tygrysica. widziałaś kiedyś lwa w cętki?
-a tygrysa?

niedziela, 21 lutego 2010

seven seven

ach jak pięknie na zewnątrz... słońce i wogle... no, już. można się przestać uśmiechać, boli mnie gardło, nie mówię prawie, oczy mi łzawią, a herbata z cytryną wylewana do zlewu wygląda jak siki. tańczyć mi się chce, ale nie mogę. mam dość telewizji, filmów, muzyki, be careful with that axe, eugene słuchana przez mi padre mnie rozwala piszczy mi przez nią w głowie, ten przeraźliwy krzyk, ale mam przynajmniej czego słuchać następnym razem przy złym humorze, przy humorze doskonałym do jakiegoś zabijania albo coś. tylko książki. pomimo tych cholernych oczu.   i sraj się weroniko od podwójnego życia.

ale hej, nie jest tak źle w końcu. ; ) (A! sparing! spaaaaring!)

'Niepokój różne ma imiona, ale jedną twarz. Rośnie w tobie, nabrzmiewa, osacza cię, paraliżuje ci mózg, zaciska ci zęby i pięści, kurczy żołądek, zakłóca rytm serca, stawia dęba włosy na głowie i pokrywa kark potem, rozciąga ci usta w szeroki uśmiech, wywołuje wybuchy śmiechu i płaczu.' JESTEM spokojna.
doskonałe do czytania na kółku teatralnym. tak, to książka od tej czterdziestoletniej pobitej panny młodej.


od środy zacznę wam spamować tak mocno że będziecie mieli mnie dość. c a n ' t  w a i t  w e d n e s d a y ! ; )

poniedziałek, 15 lutego 2010

Gypsy death & you

ostatnio ciągle natrafiam na wesołe teksty i piosenek i książek i piosenek, świetne komentarze do wszystkiego i wszystkich (wydarzeń, w domyśle) o zabijaniu i oczywiście miłości no bo walentynki były/są, bez echa przeszło, i tak miało być, jest grejt.
w poszukiwaniu nowych piosenek, bo ileż można w kółko to samo la-la-la, a czaczą już rzygam, że wy nie to podziwiam, ale nieważne, nie odbiegajmy:
'Wzięłam więc strzelbę mojego dziadka. Odstrzeliłam ci łeb wylądował w rabatkach. 
Między rabarbarem, a pomidorem. Między kapustą a dużym porem.'  
no nie, że słit?

i jak tak natrafiam i natrafiam to natrafiłam na książkę, w której tekst jest niemalże tak samo chaotyczny jak te moje. mega zachęcająca okładka - pobita czterdziestka w sukni ślubnej, w dodatku chorwatka, ale wzięłam się za to. klasycznie po lekturze trzeba przeżyć szok biorąc się za tego typu książkę. mejbi angielski? przynajmniej nie będę mogła powiedzieć, że zmarnowałam te ileś minut na przepisywanie głupiej książki. po polsku.
 'I wanted to walk with him through the street and scream 'HE'S MIIIIIIINE!' I think, I'm almost sure that I loved him very much. It seemed, I know I know I know, you'll say, my dear: You're so trivial! I know, but I'm telling the truth. I seemed that if  I don't catch him, don't hunt him down, I'll die. Can you understand me? And later I killed him. You see, you see!'
no ja w stu procentach jeśli chodzi o styl i poprawność językową. i wiecie co? dorżnę tą książkę do końca choćbym się miała nie wiem co. moje noworoczne postanowienie.

sobota, 13 lutego 2010

does your depravity know no bounds?

mecz gwiazd, którego w przyszłym roku chyba sobie nie podaruję. to będzie taki must-be sezonu ; )
a jak nie widzieliście, to powtórka jest jutro o 19:30 na polsacie sport (nawet się pofatygowałam, żeby wam sprawdzić). a uwierzcie, jest co oglądać. no choćby: ataki główką, wika jako mopers, koszulki na głowach przy odbiorze serwisu, pięciu zawodników biegnących na krótką, dwie piłki na raz na boisku, pliński atakujący z własnego rozegrania, castellani (w sweterku i lakierkach) i stelmach na boisku! operator wśród zawodników podczas akcji, serwis nogą (oczywiście redwitz ;) ), rozegranie główką (też redwitz). no i przede wszystkim popisówa libero: gacek serwujący z wyskoku i atakujący - nawet
z 3m!, igła blokujący na rękach możdżonka.
oj, wesoło było ; ) co prawda bez gumy i miśka, ale...


a poźniej? mr holmes

poniedziałek, 8 lutego 2010

sorry sweet, please no drama

albo wiecie co?
nie dostaniecie tych zdjęć. zaczęłam nawet wybierać, ale okazało się że wybierałam tylko te z winiarskim, a przypuszczam że wy zaczynacie już mieć dość jego widoku dzięki mnie ; ) oj dawno nie było czegoś takiego...

a dziś z zamiarem trafienia na stronę z biletami na final four znalazłam aukcję, na moje nieszczęście, już zakończoną pt: KOLACJA Z DOWOLNIE WYBRANYM ZAWODNIKIEM PGE SKRA BEŁCHATÓW i normalnie jacie! chociaż może to i lepiej że była zakończona... bo nie wiadomo jak skończyłoby się moje zbieranie na to boskie czarne cudo które dostanę już w środę o boziu. ale tym podniecać się będę za tydzień.

z arcticami

niedziela, 7 lutego 2010

no to się chwalimy

AAA! cała podjarana, na miękkich kolanach po dwuipółgodzinnym meczu ZDOBYŁAM! MAM AUTOGRAF WINIARSKIEGO! omg omg srać na autografy gacka wlazłego możdżonka plińskiego bąkiewicza kurka, jasne że ich lubię - w końcu to mistrzowie europy są, stelmacha i innych tam z zaksy, których nie znam, do których podchodziło się żeby im nie było smutno, którzy gdyby nie napisali numerka to bym nie wiedziała jak się nazywają. srać na niemiłych ochroniarzy. srać na dzieci, które niemalże zostały przez nas zgniecione... mam autograf winiarskiego!

pomimo grzecznych, przechodzących stopniowo do niegrzecznych, próśb ochroniarek 'zamykamy hale, idźcie stąd!' dostałyśmy się z adzą na zaplecze a tam po kolei ich zaliczałyśmy.
przy automacie pliński w rosyjskiej czapce z możdżonkiem pakowali colę z automatu do toreb
adza:można prosić?
pliński:a jak bardzo
ja z adzą:bardzo bardzo
pliński: okej, przekonałaś mnie
było blisko żebyśmy się wpakowały do autobusu, ale ją powstrzymałam.


jednakże tak jak już wcześniej wspominałam... ACH WINIARSKI! więc lecę jutro po ramkę i sru na ścianę ; )

mój aparat odmówił posłuszeństwa w 5 minucie meczu, więc zdjęcia - wszystkie, adzowe - dostaniecie jutro.

sobota, 6 lutego 2010

jedenaście lat. niby tak mało różnicy, a jak ola i oliwia do mnie przychodzą to czuję się jak stara babcia. przez 4 godziny u mnie zdążyła zerwać z jednym, zacząć chodzić z drugim i pokazać mi poprzednich jedenastu. wyszły i normalnie znowu kilkadziesiąt lat młodsza. pozostały mi po nich jedynie gold flejksy w pościeli, dywanie i klawiaturze.

dygresyjka:
dziś siedząc sobie klasycznie w trzeciej ławce pod ścianą zastanawiałam się nad tym jak późno skończy się mój kontakt z magnesami i wyszło na to że będzie to ok trzydziestki, podczas zabaw z własnym dzieckiem 'popatrz jak się fajnie odpychają' o ile wtedy takie rzeczy będą bawić małe dzieci bo mi osobiście dwa magnesy wystarczały...


a dziś przyszła mi książka z  LONDYNU. jestem światowa, nie ma co.

piątek, 5 lutego 2010

steady as she goes

jak dla mnie to już zaczął się łikend, niczym majowy - trzydniowy, po cholernie ciężkim tygodniu, który zostanie zakończony... bo nie wiem czy wiecie, ale...
mam bilety na mecz ZAKSY ze SKRĄ! tak więc niedziela pod wezwaniem wielkiej siatkówki, choć już nie podniecam się tak bardzo jak wczoraj. ok, już jestem cicho, ale i tak wszyscy wiedzą, bo z adzą rozgłaszamy to wszem i wobec, a co!

with mr white

czwartek, 28 stycznia 2010

tekst-z-przesłaniem-którego-nikt-nie-odnajdzie

jak zwykle zaczynam w notatniku, do którego już przywykłam, choć na początku było ciężko. bo wiecie, pisanie o niczym nie jest takie łatwe, zwłaszcza jeśli chcesz żeby to, co napiszesz wyglądało na w miarę dostępne dla wszystkich i stwarzało pozory logicznego wpisu, kiedy w rzeczywistości takim nie jest. w rzeczywistości jest to
tekst-z-przesłaniem-którego-nikt-nie-odnajdzie więc nie szukaj, to bez sensu, tak samo jak pytanie 'co autor miał na myśli?' nic nie miał, tak sobie napisał, żebyście się mieli nad czym zastanawiać, żebyście mieli o czym pisać rozprawki, więc grzecznie mu podziękujcie za to, że sami nie musicie wymyślać argumentów, odwalił za was połowę roboty.
no choćby pierwszy króciutki wierszyk jakiegoś pana znaleziony w plikach worda z różnymi króciutkimi wierszykami:
'Szukam cię - a gdy cię widzę
udaję, że cię nie widzę.
Kocham cię - a gdy cię spotkam
udaję, że cię nie kocham.
Zginę przez ciebie - nim zginę
krzyknę, że ginę przypadkiem...'
no czy nie jest bez sensu? ale ile zdań można o nim napisać, jak długo można się zastanawiać, co miał na myśli...
chociaż czasem... czasem wydaje się, że jest cholernie prawdziwy

moje wpisy są tak nielogiczne, że mogłyby być wierszami. ale spokojnie, rozluźnię się może jak zacznę dodawać tu zdjęcia. a jutro - na pewno bardziej pozytywnie ; )
no patrz, i znowu 23:24

środa, 27 stycznia 2010

nie radzę...

trudno mi siebie określić. a ostatnio się nad tym zastanawiałam i doszłam do prostego wniosku: 'nie wiem czego chcę, wiem tylko czego nie chcę'. lista tego czego nie chcę jest bardzo długa i składa się z większości rzeczy niemożliwych np: 'nie chcę żeby te trzy miesiące się skończyły' albo 'nie chcę żeby osoba cośtam zrobiła/czegoś nie zrobiła' więcej jest tego drugiego no niestety. ta lista jest tak samo długa jak lista osób, którym kiedyś 'coś powiem' (coś negatywnego, bo zazwyczaj te pozytywne rzeczy, o których dana osoba nie wie się nie mówi, albo mówi się na spotkaniach klasowych/szkolnych za hoho długi czas). zapewne obie listy nie ujrzą światła dziennego bo po co, przecież was to nie obchodzi, nic nic nic, a tak w ogóle to fizycznie nie istnieją więc jak do cholery mają ujrzeć światło dzienne skoro je sobie wymyśliłam, co? wyimaginowane listy, czarne, czerwone, niebieskie listy osób, których nienawidzę/kocham/kocham i nienawidzę, listy osób którym to powiem/nie powiem, listy rzeczy które lepiej aby się nie stały i wszystkie pozostaną tylko do mojego wglądu.

jestem psychiczna, zdesperowana, albo po prostu jest późno.
i nie wyłączam, 'niezrozumiałe' 'po co'    bo tak ; )

sobota, 23 stycznia 2010

9

nine.
zobaczyłam, bo chciałam. zobaczyłam, bo na widok zwiastunu tak się podniecałam że biegałam po domu. czy ja wiem? mr Marshall się chyba wypalił po chicago. obsada genialna, no ale poczekaj poczekaj, kto nie chciałby grać u faceta, którego poprzedni film zdobył 6 czy tam ileś oskarów?
jedna piosenka z soundtracku, piękna italia i oczywiście penelope. jak dla mnie tyle, nic więcej.

środa, 20 stycznia 2010

właśnie przeczytałam u zuzanny i sobie przypomniałam że tańce niedługo i że boże już mnie wszystko boli, już nawet nie myślę o spadaniu na tyłek z przywiązaną do niego poduszką, proszę nie każcie mi spadać, jeszcze nie teraz. muszą mi przejść wszystkie zakwasy po dzisiejszym wyczerpującym dniu:
ś w i ę t o  s i a t k ó w k i, mecze sezonu. mój zagumny i inne skry czy resovie, ale to już mniej ważne, przede wszystkim moja boska drużyna, o przerażającej nazwie. nawet nas nie zjedli, i uważam, że jak byśmy się postarali to może byśmy wywalczyli koszulki. a za tydzień miksty, tam dopiero dostaniemy w dupę, ale spoko loko, jak to adza zawsze 'że se przynajmniej pograsz' no to ok, ide, a co. tylko mi mieszko wyzdrowiej. ; )
odzyskałam kontakt ze światem i chyba uczczę to dokończeniem oglądania tej komedii z 500 w tytule, oczywiście zaraz po tych wszystkich 3 meczach, a są w tym samym czasie więc będzie wesoło.

w miarę pojmujecie?

czwartek, 14 stycznia 2010

ostatnio spędzam dużo czasu nad historią alternatywną.
historią alternatywną zeszłego roku. pisanie 'co by było gdyby' jest rili grejt. gorzej, że największa wena przychodzi albo w wannie albo jak zasypiam, co zmusza mnie do wstanięcia i pisania przez kolejną godzinę, w której już dawno powinnam spać 'bo przecież jutro na 7:30' ale spokoo, już niedługo, a nawet bardzo niedługo.
i żebym w przyszłym roku nie musiała się tak zastanawiać nad 2010 proszę otwierać mi oczka. z góry dziękuję

white stripes'i

poniedziałek, 11 stycznia 2010

wy, faceci, macie totalnie zachwiane poczucie wieczności. i później się dziwić że zdrady, rozwody, alimenty.
'zawsze' trwa ok od pół roku do roku, nie dłużej. 'nigdy' przechodzi w stan normalny albo po roku albo po miesiącu. no i co? pokończyło się wszystko. trwało dokładnie tyle, co 'zawsze'.
zrozumcie, lub nie rozumcie przez wieki. amen

niedziela, 3 stycznia 2010

prolog

lubię scarlett, trawię allena, nienawidzę ryżu.
uwielbiam penelope, zdecydowanie wolę pana tarantino, ... .
tak, tak, jakież to oryginalne przyjąć nazwisko postaci z filmu. nie miałam po prostu siły na wymyślanie czegoś ambitniejszego (a 'bacha' jest już zajęte). i nie, nie jestem fanką matchpoint'a, ale po prostu tak się złożyło, wena przyszła zaraz po jego oglądnięciu. a poza tym allen uśmiercił scarlett'owską panią rice. jakie to smutne.
założenie było takie, że zacznę tu regularnie przebywać w momencie, w którym spadnie mi z nieba nowy aparat fotograficzny. jednak (już od grudnia) notka powoli powstawała w notatniku i stwierdziłam, że nie będę jej narażać na jakiekolwiek możliwe usunięcie spowodowane moją zbyt małą wiedzą na temat urządzeń elektronicznych. dlatego jestem tutaj dużo wcześniej. w sumie już się mogliście przekonać o tym, że rzadko swoich postanowień dotrzymuję.
pewnie tak samo będzie z tańcem, bo myślę o wróceniu do baletu  i niedźwiedzia*, nawet już sobie wyobrażałam jak to będzie z tym jego niezniszczalnym złośliwym uśmiechem, którym jak go widzisz to masz ochotę się zamknąć w sobie i nie otwierać. pewnie on jest potworem dla małych dziewczynek, ich mamy nie mówią 'bo baba jaga przyjdzie' tylko 'bo pan niedźwiedź cie rozciągnie' i pewnie śni im się po nocach mówiący zdanie, które zapewne do dziś powtarza, mianowicie: 'schowaj tego wieloryba' (w domyśle brzuch) lub 'może wam trochę ułatwię zadanie' po czym pokazuje coś tysiąc razy trudniejsze do wykonania. ale normalnie mi się tego wszystkiego chce za każdym razem, kiedy w telewizji leci zwiastun musicalu 'nine' którego sobie nie podaruję, w dużej mierze dzięki penelope (oglądam z nią wywiady od rana) ale także muzyka (och!) no i taniec (przede wszystkim). no i nie tylko wtedy.




publikacja zapewne w łikend, bo muszę tu posprzątać. jeśli to czytacie, mysie pysie, to znaczy, że jest łikend. cieszcie się i radujcie, zostało wam tylko pięć dni roboczych a poźniej taram ferie, czyli odpoczywamy od siebie przez dwa tygodnie. (ej, ale jak idziemy na sanki to dzwońcie)

*nauczyciel baletu